Pan Dołek
Pan Dołek
Początek roku 2020 był dla mnie niezwykle trudny. Jeszcze w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia miałam świetny humor, rozpisywałam z Lubym cele na ten rok w formie EKO SMART, a zaledwie dzień później przyszedł on. On – Pan Dołek. Dość szybko zaobserwowałam, że nasza relacja przypominała spotkanie na ringu. W jednym rogu ja, w drugim Pan Dołek. Pojawia się gong, wychodzimy na środek, a ja od razu dostaję strzała i leżę.
Wychodzę z założenia (a nauka stoi za mną murem, ha! ;)), że wszystkie emocje są ważne. Zarówno te, które są dla nas przyjemne (pozytywne), jak i te nieprzyjemne (negatywne). Generalnie nie mam problemu z odczuwaniem ani jednych, ani drugich, bo każda z nich jest dla mnie informacją i bodźcem do działania. Niemniej zdarza się – i tak właśnie było w styczniu – że dopada mnie nieprzyjemny stan emocjonalny, pełen objawów somatycznych takich jak: zmęczenie, senność, kłopoty z koncentracją i pamięcią czy płaczliwość. Wpisy na fanpage’u pojawiały się rzadziej, bo straciłam zapał do ich pisania. Być może zaobserwowałaś, że nie były regularne i brzmiały nieco inaczej.
Ogólnie jedyne, czego wtedy chciałam, to rzucenie się pod koc oraz niewynurzanie spod niego nosa przez dłuższy czas. Taki stan emocjonalny już nieco mniej lubię – przede wszystkim dlatego, że nie ma on określonej przyczyny. Zastanawiałam się, próbowałam skonfrontować swoje przemyślenia z bliskimi i… nic. Nie zdołałam odkryć, co mi ten stan właściwie mówi poza tym, że coś jest nie tak.
PAN DOŁEK – CO ZROBIĆ, KIEDY DOPADA CIĘ OGROMNE PRZYGNĘBIENIE?
Próbowałam sobie z nim poradzić na różne sposoby. Sprawdzone przez lata – ale jak się okazało – nie zawsze skuteczne.
Na początku po prostu zagryzłam zęby. Zaczął się nowy rok, a ja miałam sporo pracy:
– nadganianie zaległości z okresu okołoświątecznego (ja urlopuję, ale spora część ekipy firmy, w której mam etat, niekoniecznie),
– podsumowywanie minionego roku (domknięcie różnych tematów, analiza wyników czy raportowanie),
– określenie projektów na ten rok i rozpoczęcie prac nad nimi,
– bieżączka, podczas której wpadają co rusz nowe zadania.
Stwierdziłam: „Daria, nie takie rzeczy w życiu przechodziłaś, żeby cię teraz zwykła chandra zagięła”. Z uśmiechem i energią ruszyłam w bój zadań i obowiązków. 3 stycznia popłakałam się publicznie w pracy. Czy był ku temu określony powód? Konkretna, jasna przyczyna? Absolutnie nie. Po prostu ciało spontanicznie zareagowało, a ja w efekcie poczułam wstyd. Kolejny tydzień działałam, mimo że czułam, że moja efektywność nie jest taka jak zwykle. Przy tym zauważyłam, że znacznie częściej się denerwowałam.
Wniosek: udawanie, że jest OK, kiedy nie jest OK, nie działa.
Później przyjęłam strategię unikania. W weekend 11-12 stycznia doszły do głosu myśli, że nie wiem, jaki jest sens mojego życia, a tym samym też tego, co w swoim życiu robię. Żeby tę myśl od siebie odsunąć, albo spałam, albo czytałam. W ten sposób łyknęłam 2 grubsze powieści, bo zatracenie się w historii bohaterów pomagało w tym, by nie myśleć o sobie czy swoim życiu. Z tym że po takim weekendzie wcale nie czułam się lepiej. Pan Dołek trzymał się twardo na ringu. Nie było widać u niego nawet zadyszki od walki czy czegokolwiek takiego.
Wniosek: unikanie jest skuteczne krótkoterminowo. W dłuższej perspektywie to, co Ci zalega, i tak wraca.
Minęły 2 tygodnie nowego roku, a ja czułam się wykończona, mając gdzieś z tyłu głowy, że nie ma ku temu żadnego powodu.
Wtedy przyszedł moment, kiedy zdecydowałam się z jednej strony przyjrzeć temu, co się ze mną dzieje, z drugiej – zaakceptować to, co czuję, nie pozwalając przy tym się obezwładnić. W terapii akceptacji i zaangażowania (ACT), której się od pewnego czasu uczę, nacisk kładzie się na kilka elementów. Jednym z nich jest tzw. defuzja, czyli próba spojrzenia z dystansu na swoje myśli i emocje.
Usiadłam na łóżku i wyobraziłam sobie, że te trudne myśli, które pojawiały się w mojej głowie w ostatnim czasie, wyciągam na chwilę z głowy i kładę je na kołdrze. Tak samo z emocjami – nazwałam je i położyłam. Następnie zaczęłam je obserwować. Co dokładnie widzę? W jaki sposób te elementy wpływają na moje zachowanie? Co mogą albo chcą mi powiedzieć? Być może czegoś nie dostrzegam. Po tej sesji, kiedy spróbowałam z dystansem spojrzeć na swoje myśli i emocje, pojawiło się we mnie kilka nowych przemyśleń oraz chęć podjęcia pewnych działań.
Po pierwsze, zauważyłam m.in. to, że objawy, które u siebie dostrzegałam, pokrywają się z łagodnym stanem depresyjnym. Ze względu na wieloletnią chorobę psychiczną mojej Mamy, mój własny epizod depresyjny, który mam za sobą, a także na to, że jako psycholog znam te objawy, byłam w stanie je zauważyć. Mogą się one również wiązać z innymi problemami zdrowotnymi, dlatego w pierwszej kolejności chciałam to zweryfikować, zanim udam się na konsultację do psychiatry. Zrobiłam badania i okazało się, że moja tarczyca jest w gorszym stanie. Do Hashimoto doszła mi teraz niedoczynność tarczycy, która daje objawy zbliżone do depresji. Lekarz przepisał mi zwiększoną dawkę leku, który przyjmowałam do tej pory, i dodatkowe badania.
Wniosek: psyche łączy się soma, a soma łączy się z psyche. Staraj się podchodzić do swojego zdrowia holistycznie i zanim będziesz przekonana w 100%, że coś Ci dolega, sprawdź, czy nie istnieje inne wyjaśnienie.
Po drugie, skierowałam swoją uwagę na wartości – inny obszar, na który kładzie nacisk ACT. Pomyślałam, że skoro pojawiają mi się myśli dotyczące braku sensu, to być może warto wrócić do tego, co jest dla mnie ważne w życiu. Zobaczyć, czy to, co określiłam jakiś czas temu jako mój życiowy kompas, wciąż nim jest. I co równie ważne – na ile to, co robię, jest zgodne z kierunkiem wyznaczanym przez ów kompas.
Okazało się, że pojawił się rozjazd. Przez chwilę zrobiło mi się głupio. Psycholog, kobieta, która wierzy w siłę wartości i życia w zgodzie z nimi, gdzieś po drodze się zatraciła? No jak to tak? Ano zwyczajnie. Jestem tylko człowiekiem, a człowiek czasem się gubi 🙂 Niezależnie od tego, jaka jest jego wiedza czy doświadczenie. Niemniej to pochylenie się nad swoimi wartościami bardzo mi pomogło. Kolejne 2 tygodnie spędziłam, angażując się w analizę i planowanie działań, które przybliżą mnie do realizacji swoich wartości w codziennym życiu.
Wniosek: życie w zgodzie z wartościami przynosi satysfakcję oraz spokój. Jeśli je znasz, jesteś w stanie zidentyfikować obszary swojego codziennego funkcjonowania, w których je realizujesz i takie, gdzie tego nie robisz. No i podjąć w związku z tym działanie.
Kiedy kończę pisać ten wpis, jest początek lutego. Jest niedziela, a ja z przyjemnością spotkałam się dzisiaj z dwiema koleżankami. Teraz siedzę na korytarzu Uniwersytetu SWPS, gdzie kiedyś się kształciłam, a obecnie sama od czasu do czasu prowadzę zajęcia. Czekam na Lubego i cieszę się z tego, jak minął mi dzień oraz tego, co mam do zrobienia w najbliższym czasie. Trochę mnie nosi, bo pojawiło się w mojej głowie tyle fajnych rzeczy, które chcę zrobić, że nie wiem, w co ręce włożę 😉 A Pan Dołek? Leży chwilowo nieco obolały na ringu. Jestem pewna, że jeszcze kiedyś wróci, ale i wtedy sobie z nim poradzę.
Zostaw komentarz